niedziela, 30 sierpnia 2015

,,Kochanie, zabiłam nasze koty" Dorota Masłowska


Pomyślałam, że napisze recenzje książki i będzie ona totalnie nieobiektywna bo przecież książkę czytałam moimi oczami z moimi przemyśleniami i kojarzyła mi się z moim życiem. To też będę oceniać ją w kategorii sztuki i tego czy owa książka nie szukała kompromisu, czy wierciła w mojej głowie, ukłuła zestawem pytań…


Książka „Kochanie, zabiłam nasze koty” Doroty Masłowskiej jest wyjątkowa bo opisuje sposób myślenia głównych bohaterów, postrzegania pewnych spraw, więc fabuła jest tu drugorzędna. Owszem dzieje się w niej i to nie mało, ale jest to jedynie tło do tego by autorka mogła podzielić się z czytelnikiem swoim sposobem postrzegania świata. W środku znalazłam bardzo dużo perełek, odbić moich własnych doświadczeń. Ukazuje wiele możliwości zetknięcia się z toksyczną relacją w naszym życiu: przyjaciółką, ludźmi z pracy, samym sobą i nowymi ludźmi z którymi chcemy zawrzeć nową znajomość, ale finalnie okazuje się, że i tak każdy patrzy swego i ciężko o jakąkolwiek relację, która pozwoliłaby poczuć się choć przez chwilę nie-samotnym.


Nie chcę pisać za dużo, bo każdy ma prawo do przeżycia tej książki na własny sposób. Jednak chętnie wymieniłabym się spostrzeżeniami z osobami, które już tę książkę przeczytały. Czasami jedno wtrącenie jak to na 47 stronie gdzie został przytoczony fragment innej książki „O ile mi bowiem wiadomo, tereny nie kończą się nagle tylko niepostrzeżenie przechodzą w sąsiadujące”* daje tyle do myślenia, chociażby dlatego, że jedna z bohaterek Jo uważa ten tekst za kompletnie bez sensu! Zastanowiłam się czy faktycznie jest on bez sensu i na myśl przyszło mi pewne porównanie. Dokładnie chodzi o stawianie granic w naszym życiu i respektowanie ich  w zachowaniu innych osób, tak aby nie wchodzono nam na głowę. Owszem moje tereny (granice) nie kończą się nagle, żyjemy wśród innych ludzi oni z nami sąsiadują, jednak to od nas zależy, czy na naszym życiu, naszych terenach i granicach rozegra się rekonstrukcja rozbiorów Polski i nic już z nas samych nie zostanie. Tylko wspomnienie o tym, że kiedyś miało się własne zdanie, własne życie nieuzależnione od humorów innych osób. To tylko maleńki fragment, który akurat mi dał do myślenia.


Jestem ciekawa Waszych spostrzeżeń, bo przecież książka to bodziec uderzający w nasza duszę, która musi być na niego wrażliwa. Inaczej to bez sensu.


 *Samuel Beckett Molloy i cztery nowele, przełożył Antoni Libera, SIW Znak 2004.
 

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Muszka w kwiaty




Moje skarby dumnie wiszą na metalowym przęśle przymocowanym do drzwiczek szafy. Wyglądają całkiem niewinnie gdy tak nie związane, każda z osobna czeka na swoją kolej. Gdyby to chodziło o męską garderobę można by rzec, że to ekstrawagancja w czystej postaci, Niemniej jednak tu chodzi o moją szafę i o to co ja jako kobieta chcę na sobie nosić. 

W praktyce, gdy obowiązuje nas dress code, a mundurek/ kubrak/ uniform (jakkolwiek to nazywacie) jest Waszą drugą skórą. Nie zchodzi z Was przez 8 godzin dziennie (jak nie dłużej) i to 5 dni w tygodniu (jak nie dłużej) to mężczyźni są w lepszej sytuacji jeśli chodzi o możliwość tchnienia odrobiny koloru w marazm tego odzienia. Jest tyle różnych krawatów, które na pograniczu owego dress codu nadal nie są zbyt krzykliwe, a świetnie podkreślają wszystko to co w Nas najlepsze - brak nudziarstwa. Co mam więc biedna począć, gdy krawat kojarzy się tak jednoznacznie - z męskim światem. Może spróbuję znaleźć coś co można nosić do eleganckich kubraków (ja tak nazywam ten stój) co nie jest aż do przesady przynależne do mężczyzn, a przede wszystkim dodaje nam Kobietom uroku!




Dziewczyny, czy skusicie się na 
MUSZKĘ ? :-) 

wtorek, 11 sierpnia 2015

Macz ołoł!

Moi Drodzy,

MUCHOWO się rozkręca! Pragnę pokazać Wam pierwszą muszkę, jedną z trzech jakie od niedawna posiadam. W muszkach zakochałam się jakiś czas temu, gdy koleżanka z pracy na imprezę firmową ubrała klasyczną biała koszulę, cygaretki i muszkę właśnie... byłam pod ogromnym wrażeniem.



Moja muszka jest wiązana, kto nigdy nie próbował wiązać muszki, nawet nie wyobraża sobie ile się trzeba nagłówkować, zanim w końcu wyjdzie ładnie :-)



Jestem na etapie pierwszych prób, doboru elementów z których składa się muszka. Poszukuję interesujących materiałów. Efekt sami oceńcie... a będzie tylko lepiej! <3